Po kilku dniach od gali MMA Attack 2, która odbyła się w miniony weekend w katowickim spodku, postanowiliśmy podsumować to wydarzenie okiem widza spod samej ośmiokątnej klatki.
Nasze małe UFC
To co pierwsze rzuciło się nam mocno w oczy oglądając MMA Attack 2 to podobieństwa do gal organizowanych przez największą federację na świecie, UFC. Widowisko podzielone było na dwie części, główna karta i tzw. undercard. Był bliźniaczo podobny oktagon. Były trzy rundowe pojedynki, ascetyczne wyjścia zawodników i był też jeden z najbardziej rozpoznawalnych sędziów na świecie „Big” John McCarthy. Czego chcieć więcej?
Walki
W pierwszej odsłonie widowiska zobaczyliśmy 3 walki zawodników z mniejszym doświadczeniem w MMA. Walka, która otwierała galę to starcie Livio Victoriano z Robertem Bryczkiem. Ten pierwszy po krótkiej wymianie ciosów najpierw trafił zawodnika Berserkers Team, posyłając go na deski, a następnie poddał dźwignią skrętną na nogę. W kolejnym pojedynku Arkadiusz Żaba przeciętnie radził sobie z solidnym w stójce Remigiuszem Grosem, jednak w drugiej rundzie wykorzystał błąd rywala i odklepał go dobrze zapiętym trójkątem z nóg. Ostatnim pojedynkiem w tej części gali była walka Arbiego Shamaeva z Rafałem Raczyńskim. Starcie zakończyło się po 3 pełnych rundach gdzie po początkowych kłopotach, Arbi wypunktował Rafał jednogłośną decyzją sędziów.
Główna karta walk, która transmitowana była na antenie Polsatu Sport składała się z 7 pojedynków z czego jeden traktowany był w sposób specjalny 🙂 W pierwszym starciu Krzysztof Jotko po bardzo zaciętym boju i wyraźnych problemach z kondycją, spowodowanych prawdopodobnie ciężkim zbijaniem wagi, wygrał na punkty z nieźle radzącym sobie w każdej płaszczyźnie Damirem Hadzoviciem. Następna walka to pojedynek utalentowanego Piotra Strusa z Wendrosem Carlosem da Silvą. Niestety Polak w drugiej rundzie musiał uznać wyższość Brazylijczyka odklepując rewelacyjnie wykonaną anacondę. W trzecie walce, Peter Sobotta nie dał szans Hiszpanowi Juanowi Manuelowi Suarezowi, który po zaledwie dwóch minutach nie obronił się najpierw przed świetnym zajściem za plecy, a następnie wzorowo wykonanym duszeniem. Również przez poddanie zakończyła się walka Sebastiana Grabarka ze znalezionym na ostatnią chwilę Sergejem Grecicho. Polak po bardzo zaciętej pierwszej rundzie, w drugiej najpierw oddał dosiad, a następnie plecy. Litwin wykorzystał okazję i zapiął ciasne mata leao, udowadniając tym samym, że mimo wzięcia walki w ostatniej chwili był w świetnej dyspozycji. Kolejnym pojedynkiem była rewanżowa walka czołowego polskiego półciężkiego Michała Fijałki z Hansem Stringerem. Popularny Sztanga chciał odegrać się za porażkę, która miała miejsce na gali Beast of the East, gdzie przegrał przez poddanie techniczne. Jednak i tym razem lepszy okazał się Holender, który wymęczył decyzję po 3 rundach. Główna walka wieczoru, czyli starcie Damiana Grabowskiego z Eddiem Sanchezem to pokaz rewelacyjnych umiejętności Damiana w parterze. Po bardzo dobrej pierwszej rundzie, gdzie dzięki pracy w klinczu i dobrej kontroli Polak wygrał ją zdecydowanie, przyszedł czas na drugą rundę. Tutaj mimo pozycji z dołu Grabowskiemu najpierw udało się zapiąć kimurę, przerolować rywala, a następnie zmusić do poddania. Rewelacyjnie wykończona technika, która obok anacondy Wendresa Carlosa da Silvy na pewno zasługiwała na poddanie wieczoru i umocniła pozycję Damiana jako najlepszego ciężkiego w Europie.
Show
Widowisko to poza walkami świetna gra świateł i muzyki, które w połączeniu tworzyły rewelacyjną atmosferę. Niewielkie przerwy między pojedynkami oraz szybkie wyjścia zawodników sprawiały, że jako widzowie nie czuliśmy się ani przez chwilę znudzeni. Jacek Lenartowicz sprawujący funkcję konferansjera sprawdził się całkiem przyzwoicie, a Mateusz Borek mimo robienia wywiadów tylko z Polakami też nie kaleczył specjalnie naszych uszu. Okrzyk Johna McCarthy’ego rozpoczynającego walkę i rewelacyjna klatka sprawiały, że przez chwilę można było zapomnieć, że ogląda się MMA Attack, a nie jej pierwowzór z USA. Spodek był w większości zapełniony ludźmi, którzy wiedzieli co to jest MMA i potrafili docenić zarówno próby poddań, obalenia jak i efektowne ciosy w stójce. Warto zwrócić uwagę, że jako kibice jesteśmy już coraz bardziej dojrzali, bo brawa zbierali nie tylko polscy zawodnicy ale również ich zagraniczni przeciwnicy. „Walka”, której celowo nie opisaliśmy wyżej była od początku do końca traktowana przez organizatorów z przymrużeniem oka i była zabawnym przerywnikiem między prawdziwymi pojedynkami. Dawka emocji jaką zapewnili Marcin Najman i Robert Burneika była bardzo duża i rozgrzała publikę jeszcze bardziej przed prawdziwym starciem wieczoru.
Podsumowanie
W naszej ocenie gala wypadła naprawdę bardzo dobrze. Widać było, że Pan Dariusz Cholewa wyciągnął odpowiednie wnioski z pierwszej części i bardzo wiele rzeczy zostało poprawionych. Rewelacyjna klatka, bardzo dobry fightcard i niezła oprawa sprawiają, że gdy organizacja MMA Attack ogłosi sprzedaż biletów na trzecią galę, rezerwujemy je od razu, a Panowie z KSW już nie mogą zbywać milczeniem pytań o konkurencję.