Żelazna siła oraz żelazna psychika – przymioty prawdziwego wojownika, których Rickson Gracie jako zawodnik miał pod dostatkiem. Wbrew pozorom nie dostał ich w genach. Część jego historii może stać się nie tylko Twoją inspiracją, ale i częścią Twojej własnej drogi zawodnika.
Współczesny sport daje trenującemu niezliczoną ilość udogodnień. Możemy korzystać z budowania formy podczas treningów wysokogórskich, zajęć przygotowania motorycznego, dietoterapii oraz szeroko rozumianej odnowy biologicznej. Środki te na dobre zostały powiązane z życiem zawodowych i amatorskich sportowców. Jednak istnieje jeden aspekt, którego „trening” jest rzeczą nienamacalną (co za tym idzie, nie ma jednej drogi, która go wzmacnia) – mentalność wojownika. Szukając sposobu na wzmocnienie swojego „mentalu”, warto zagłębić się w historię Ricksona Gracie – syna twórcy BJJ, Helio.
Zobacz także: Hélio Gracie – legenda, która żyła we współczesnych czasach
Wczesne dzieciństwo i wczesne szkolenie
Urodzony w 1958 roku Ricskon przyszedł na świat, gdy Helio był już uznawany w Brazylii za jedną z największych gwiazd sportu. Tradycją rodzinną było zabieranie dzieci do akademii nie na zajęcia jiu-jitsu, lecz aby korzystały z innych aktywności, zabaw w ruchu czy gry w piłkę nożną. Działanie to miało zapobiec zniechęceniu dziecka do uprawiania jiu-jitsu i uniknięcie przedwczesnego wypalenia go jako zawodnika. Przygotowania do uprawiania sportu odbywały się za to podczas serwowania posiłków (Rickson jako dziecko nie dostawał jedzenia powszechnie uznawanego za szkodliwe, takiego jak słodycze czy junk food) oraz poprzez budowanie w nim pewności siebie.
Różnice w wychowaniu pomiędzy sobą a innymi dziećmi Ricskon dostrzegł już w wieku 7 lat. Wykazywał się większą odwagą i samodzielnością. Zapytany przez nauczycielkę o swoje plany na przyszłość nie chciał zostać (jak inne dzieci) strażakiem lub policjantem, marzył o karierze wojownika toczącego boje w ringu. Od szkolnych kolegów różniła go również zawartość pudełka śniadaniowego, w którym znajdowały się nie słodkie przekąski, a świeży chleb wypiekany w domu oraz owoce i warzywa. Wartość diety w życiu człowieka Ricskon wspominał wielokrotnie. Kładł nacisk na to, aby posiłki zawierały po jednej porcji białka, skrobi oraz sałatkę, a przerwy między posiłkami wynosiły nawet pięć godzin, co dawało organizmowi czas na trawienie.
Krótka droga do pierwszych sukcesów
Pierwsze treningi jiu-jitsu Ricskon odbywał pod okiem ojca. W późniejszym okresie uczył go również brat Rolls, którego szkoła opierała się na walce bezkompromisowej, nieliczącej się z punktacją sędziowską. Istotne było wyłącznie zwycięstwo przed czasem oraz nieustanne wywoływanie presji na przeciwniku. Strategia ta okazała się wymarzoną dla Ricskona, który wkrótce zaczął wygrywać wszystkie turnieje bez względu na kategorie wagowe czy kategorie pasów. W wieku 16 lat otrzymał od taty purpurowy pas. W wieku 17 lat miał już uprawnienia instruktora, a wraz ze zdobyciem doświadczenia, zawody jiu-jitsu przestały mu sprawiać przyjemność. Uważał, że w tej dyscyplinie nie ma już zbyt wiele do udowodnienia.
Jego dominacja na zawodach była tak duża, że po wejściu na matę i rozpoczęciu walki, tłum zaczynał głośno odliczać od 10 do 0. Jeżeli nie udawało mu się zmusić rywala do poddania w 10 sekund, odliczanie rozpoczynało się od nowa. W wieku 19 lat wiódł łatwe życie z rodzicami w apartamencie, w którym się wychował. Codziennie ciężko trenował, jako trener bardzo dobrze zarabiał, a wolny czas spędzał na surfowaniu. W tamtym okresie pojawiła się u niego myśl o stoczeniu zawodowego pojedynku.
Przeciwnik (nie) na przetarcie
Wkrótce marzenie o zawodowej walce w formule vale tudo miało się spełnić. Pierwszym zestawionym przeciwnikiem był zawodnik o wadze ponad 100 kilogramów i 193 centymetrach wzrostu, niepokonany od 4 lat Brazylijczyk —Casemiro Nascimento o pseudonimie King Zulu. Miesiąc przed swoim debiutem Ricskon, wraz z narożnikiem pojechał obejrzeć walkę oponenta na żywo. Styl walki Zulu opierał się bardziej na brutalnej sile aniżeli na technice. Po pierwszym gongu uniósł więc przeciwnika nad głowę i rozbił go o deski, a walka zakończyła się brutalnym dźgnięciem rywala w oko. Obejrzenie tej walki spowodowało u Ricksona presję, która skłoniła go do większej pracy nad sobą. Obraną metodą treningową było głównie wychodzenie z niekorzystnych sytuacji takich jak duszenia, dosiady czy dźwignie w myśl zasady „im mniejsza szansa na wygranie sparingu, tym lepiej”.
Zobacz także: spodenki Vale Tudo Ground Game
W dniu pojedynku, pierwsza próba sił odbyła się przed samą walką. Chcąc wywrzeć wrażenie na przeciwniku, Zulu podszedł do szatni Ricksona, jednak ten zignorował go. Sam pojedynek rozpoczął się od wyprowadzonego przez Gracie celnego i silnego kolana na twarz Casemiro. Radość z dobrze wyprowadzonej techniki trwała krótko. Po chwili Zulu wypluł wybite zęby i przystąpił do kontrataku, wykonując slam poza liny ringu. Do końca rundy trwała zacięta walka, w której żadna ze stron nie przełamała przeciwnika. Podczas przerwy między rundami Rickson zwrócił się do ojca z prośbą o przerwanie walki, jednak Helio odmówił, wdając się w kłótnię z synem.
Spór ten przerwał Rolls, wylewając na głowę Ricskona wodę z lodem, co przywróciło mu trzeźwe myślenie i chęć do walki. Finalnie, w trakcie zaciętego pojedynku Gracie zmusił King Zulu do poddania poprzez założenie silnego ucisku na szyję. Wygrana w debiucie była wielkim sukcesem, jednak obnażyła Ricskonowi prawdę. Jego brak pewności siebie i okazanie słabości skutkowałoby przegraną, gdyby nie jego narożnik. Od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa praca nad sobą, która niosła jeszcze wiele przejść i doświadczeń.
Przeczytaj 2 część historii.
Zdjęcia: ricksongracie.com