Odzież termoaktywna to żaden pic na wodę. Każdy kto trenował w dobrym rashguardzie lub innej odzieży syntetycznej odprowadzającej wilgoć, nie będzie chciał trenować w tradycyjnych bawełnianych ubraniach. Odzież thermo poza właściwościami, jak sama nazwa wskazuje termicznymi, ma dłuższą żywotność od bawełny, nie odkształca się i przylega do ciała, a nadruk sublimacyjny daje nam praktycznie nieskończone możliwości kolorystyczne.
Co do powiedzenia na ten temat ma zaprzyjaźniony trener Street Workout Gdynia Grzegorz Gołębski? Sprawdzicie poniżej i sami się przekonacie, że warto zainwestować w komfort treningu.
Trenować zacząłem w latach, gdy bawełna była jedynym materiałem do strojów na wszelkie “WUEFY” – w każdym razie jedynym sensownym. Były jakieś ortaliony i inne błyszczące ślizgacze, ale po pierwsze – to W OGÓLE nie oddychało, a po drugie – nikt przy zdrowych zmysłach nie ubrałby tego na matę czy na ring 😀
Do sztuk walki (w latach 90 w Polsce jeszcze “niemieszanych”, niestety :)) pozostawało nosić tradycyjne stroje – GI lub inny strój krajów Wschodu lub po prostu dres. W związku z czym moje wspomnienia wiążą się w dużej części z radością ze sportu, ale niestety – jednak skażoną CIĄGŁĄ walką z materią. A raczej z MATERIAŁEM. Wiecznie spocone koszulki, do wyciskania czasem już po rozgrzewce. Spodnie dresowe z kultową już ścieżką potu widoczną na … siedzeniu (chyba że miałeś czarne spodnie). Do tego mokre skarpy w trampkach z hali targowej, chyba że walczyło się na macie.
No i na koniec, arcywróg i kryptonit – GI. Strój wojowników, w którym zaraz po ubraniu wygląda się i czuje jak niezniszczalna maszyna do mielenia przeciwników na miazgę. Zaraz po pierwszych sekundach walki ma się wrażenie że walczysz z DWOMA przeciwnikami, w tym jednym uszytym ze sznura i bawełny. Spadające spodnie – pół biedy, ale kiedy już poła własnej bluzy zakłada ci duszenie trójkątne zza pleców, rzeczy przestają wyglądać zabawnie. Nie wspomnę już o praniu, biedni rodzice musieli wziąć drugie etaty by zarobić na rachunki za wodę … No i suszenie – kto lubił mieć czyste, nieśmierdzące GI, a trenował parę razy w tygodniu, nieraz na pewno trenował w wilgotnym :D. Oczywiście, tradycyjne stroje funkcjonują do dziś, w tym i GI. I mają swoich zwolenników, którym chwała za świętą cierpliwość. Jednak dla takich jak ja, nerwicowców z zespołem obsesyjno-kompulsywnym, nadejście czasów odzieży technicznej to złota era powrotu do treningów z dziką i wreszcie NICZYM nie skrępowaną przyjemnością!
Dzięki współczesnej technologii zacząłem nawet BIEGAĆ, i to cały rok, bez lęku o pogodę i zdrowie 🙂
Oczywiście, obecnie każdy sport ma już dedykowany typ odzieży z dobranych pod niego typów materiałów. Zakres cenowy sprzętu też już jest duży, na niemal każdą kieszeń. Jednak jeśli chcemy kupić raz, a dobrze i do wszystkiego naraz – ja osobiście polecam zestaw ciuchów właśnie do MMA i grapplingu. W tym zakresie odzieży mamy dostęp do optymalnych materiałów i technologii, użytecznych w ramach zarówno maty, ringu, jak i siłowni, crossboxu, aż po las, plażę czy trzepak pod domem, gdziekolwiek poniesie nas treningowa fantazja. Owszem, na komplet całoroczny wydamy trochę kasy. Ale ta kasa nam się zwróci! Rzeczy wytrzymują nieraz wiele lat, pomimo hardcore’owego użytkowania.
Moja sugestia zestawu całorocznego – zaczynamy od podstaw, szorty i rashguard. – praktyczne, użyteczne i przydatne wszędzie! Szorty mają w większości charakterystyczne cięcie na dole nogawki, co zwiększa zakres ruchu i wygodę, a także panelowo – stretchowe rozwiązania w kroku, co zapobiega żenującym sytuacjom z dziurą przy rozciąganiu 🙂
Rashguard – ciuch wzięty z surfingu, gdzie chronił przed otarciami, nadal pełni swoją rolę, teraz już w wielu sportach. Jest także oddychający, rozciągliwy i po prostu super wygodny i praktyczny. Nie wspomnę już o tym, że gama kolorów i wzorów jest po prostu POWALAJĄCA, każdy znajdzie coś dla siebie. Idąc dalej – jeśli potrzebujemy warstwy jesiennej, lub po prostu cieplejszej – mamy leginsy i rashe z długim rękawem. Mam i ja i jesień mi niegroźna! Na legginsy zakładamy spodenki i nawet zima nie ugryzie w d…. :D.
Jest najgorzej? Śnieg, mróz i wilki? Mamy bluzy z kapturem, tu akurat powrót do bawełny, ale jest to bawełna obrabiana na nowe sposoby, w wypadku niektórych ciuchów chroni nawet przed lekkim deszczem i śniegiem!
Oczywiście w ofercie niektórych firm są także czapki, najlepsze te z syntetyków, bo oddychają i grzeją jednocześnie.
Reasumując – my, sportowcy, żyjemy obecnie w czasach jak z bajki, jeśli chodzi o komfort i higienę treningu. Uczcijmy więc minutą ciszy stare dobre dresy z ortalionu i bawełniane spocuchy, a potem PĘDEM PO NOWY RASHGUARD!