Czujesz ból, zmęczenie i bezradność? Jeśli tak, to poznaj historię amerykańskiego judoki Travisa Stevensa’a. Stevens to przykład faceta, dla którego walka na macie to całe życie. Przeczytaj ten artykuł, a przekonasz się, że ciężka praca i walka z przeciwnościami losu to klucz do sukcesu – zapraszamy!
Trzykrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich Travis Stevens stał obok maty z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, a grymas na jego twarzy był niechlujny. „Tak, to nie było dobre” – powiedział do grupy najlepszych zawodników na niedzielnych zajęciach w klubie YMCA Ippon Dojo Judo. „Tu nic nie wyglądało dobrze” – powtórzył, kręcąc głową z niezadowolenia. „Każdy teraz zrobi po 50 pompek!” Judoka, który wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku nie przebierał w słowach.
„On nie żartuje i nie mówi zbyt wiele, ale kiedy znajduje się na macie jest innym człowiekiem. To miejsce, gdzie ma do zaoferowania o wiele więcej niż kilka pustych słów. Na macie czuje się najbardziej komfortowo” – powiedział Jason Harai, jeden z trenerów Stevensa z jego młodzieńczych lat. „Pamiętaj nigdy nie wprowadzaj chaosu i zamieszania w klubie, kiedy on jest na zajęciach. To jest jego całe życie, źródło utrzymania i on bierze to naprawdę na serio”.
Dla Stevensa większość poranków rozpoczyna się od pulsującego bólu głowy i lekkiego dyskomfortu w lewej ręce. Wtedy, jeśli ma czas, pije kawę z cukrem i śmietanką, je pączka i rusza na swój pierwszy trening judo, który rozpoczyna się o 11, a kończy o 12:30. Pół godziny przerwy i Stevens trenuje już jiu-jitsu. Następnie obiad i jeśli to możliwe – krótka drzemka. Stevens, który dorastał w Tacoma, ale teraz trenuje głównie w Wakefield, wraca na trening już o godzinie 18. Najpierw dwugodzinna sesja judo, a potem jeszcze półtorej godziny treningu jiu-jitsu, czyli w sumie cztery treningi dziennie!
„Uważam się za pracowitego, ale widząc Travisa, jestem w stanie robić jeszcze więcej” – powiedział Colton Brown, partner treningowy bohatera tego artykułu. „On jest osobą, która uwielbia rywalizację i ma mentalność zwycięzcy. Na każdym treningu pokazuje swój hart ducha i robi wszystko, aby wygrać. Były dni, kiedy dochodziło niemal do bijatyki na macie, ale potem zawsze jedliśmy wspólnie kolację. Mam ogromny szacunek do Travisa i jego etyki pracy”.
Stevens nawet w podróży stara się utrzymywać najwyższą formę. Wystarczy tu przypomnieć chociażby sytuację z końca marca, kiedy to leciał na Kubę, gdzie odbywały się Mistrzostwa Panaamerykańskie. Każdy kto przebywał wówczas na lotnisku w Miami mógł spotkać faceta, który w ciemnych dresach wykonywał sprinty. Wszystko po to, aby utrzymać formę i zmieścić się w limicie wagowym.
„On dorastał w czasach, gdy nie było żadnych wymówek” – powiedział Harai. „Nauczył się judo w klubie, w którym nie było klimatyzacji i wody podczas przerw. Chodziło tam przede wszystkim o dyscyplinę i zasady jak w starych japońskich szkołach judo. Jeśli on nie poddał się wtedy, to już nigdy tego nie zrobi”.
Trudna droga do Rio
„Zdziwienie było wielkie, kiedy podczas rozmowy ze swoimi trenerami spytałem, czy mógłbym jeszcze dostać się do kadry USA i pojechać na Igrzyska Olimpijskie” – powiedział Stevens. Jednym z etapów przygotowawczych było Grand Prix w Dusseldorfie, które odbyło się w marcu 2015 roku. W jednej z walk przeciwnikiem Stevensa był Francuz Alain Schmitt, brązowy medalista Mistrzostw Świata z 2013 roku. Amerykanin w tej walce pokazał kawał dobrego judo – wygrał poprzez niezwykle trudny technicznie rzut uchi mata, po którym Schmitt wylądował na plecach. Po walce Stevens powiedział: „Myślę, że złamałem mu obojczyk i ramię”. 30 – letni zawodnik również ucierpiał – podczas upadku mocno uderzył się w głowę. Całą tę sytuację można zobaczyć na filmie poniżej:
Ręka Stevensa została uniesiona w geście triumfu, ale stracił on dużo więcej niż zyskał. Po walce niewiele pamiętał z tego co się wydarzyło. Został znaleziony przez lekarza i menadżera w swoim pokoju, kiedy to kołysał się na krześle lekko gwiżdżąc pod nosem. „Lekarz zbliżył się do mojej twarzy, ale go odepchnąłem” – powiedział Stevens. Judoka nie rozpoznał również swojej dziewczyny. „Spytałem menagera zespołu kim ona jest, bo patrzyła na mnie, jakbym właśnie zabił jej psa” – dodał judoka. W nocy w hotelu dla Stevensa wszystko było rozmyte, a kolejne miesiące były pełne stresu, bólu, wymiotów i zawrotów głowy. Do treningów wrócił po ponad dwumiesięcznej przerwie.
„Próbowałem wrócić wcześniej, ale gdy zaczynałem cięższy trening, moje serce biło szybciej i pojawiały się zawroty w głowie. Co prawda udało mi się w tym czasie zdobyć medal na Mistrzostwach Panaamerykańskich, ale w turniejach wyższej rangi odpadałem za każdym razem w pierwszej rundzie. To właśnie wtedy zdecydowaliśmy, że muszę zrobić przerwę od treningów. Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować”.
Kłopotów ciąg dalszy
W lipcu po zawodach Grand Slam w Rosji Stevens nabawił się zapalenia tkanki łącznej oraz MRSA (gronkowiec złocisty odporny na metycylinę) w prawym kolanie. Nie było jednak czasu na odpoczynek i leczenie, ponieważ zbliżały się Mistrzostwa Świata. Na domiar złego sytuacja zdrowotna się pogorszyła – doszło do zapalenia kaletki w kolanie, a każdy trening dla judoki kończył się wymiotami. Trening przed Mistrzostwami Świata, które odbyły się w sierpniu w Kazachstanie był bardzo ograniczony i polegał jedynie na truchtaniu i delikatnych ćwiczeniach na macie. Pomimo tego Stevens zdołał wygrać trzy pojedynki na turnieju, ale jego kolano zostało jeszcze bardziej uszkodzone.
Po powrocie do domu jego lekarz przepisał mu kilka antybiotyków i zalecał odpoczynek. Stevens zatem udał się na wakacje. „Większość czasu spędziłem na kanapie lub w łóżku. Pamiętam, że codziennie budziłem się w kałuży potu” – powiedział judoka. Wrócił do swojego lekarza, który oznajmił mu, że jak najszybciej musi się udać do szpitala. Tam chirurg zajął się jego kolanem i ostrzegł, że musi na nie uważać w przyszłości. „Powiedziano mi, że musieliby mi amputować nogę, gdybym przyjechał dwa lub trzy dni później. Zmagałem się z bardzo groźną infekcją bakteryjną”.
Zdjęcie Stevensa z Igrzysk Olimpijskich w Londynie, które opłynęło wówczas cały Internet. Krew w ustach i głowa owinięta bandażem pokazuje wielkie serce do walki amerykańskiego judoki. Fotografia została zrobiona podczas półfinałowego pojedynku, w którym Stevens po kontrowersyjnej decyzji sędziów przegrał z Ole Bishofem. W Brazylii było już inaczej. Stevens, pomimo wielu problemów, zdołał wywalczyć swój pierwszy medal olimpijski. Srebro zdobyte w takich okolicznościach to jego życiowy sukces.
Stevens traktuje Judo niezwykle poważnie. Ma świadomość tego jak jest utalentowany, silny i wie, że wykorzystał życiową szansę w Rio. „Nie chodzi tylko o mnie, chodzi też o moich trenerów i partnerów treningowych. Oni też muszą się mierzyć z trudami ciężkich treningów, ale nie wszyscy dostają szansę na występy olimpijskie, a mimo to poświęcają się dla nas. Są tak samo częścią tej podróży jak ja” – mówi Travis.
Myślę, że historia Travisa Stevens’a pokazuje, że w sportach walki nie ma rzeczy niemożliwych i pomimo przeciwności losu, ciężką pracą można osiągnąć naprawdę wiele. Dlatego zapamiętaj – im dłuższa droga, tym większa chwała. Leć na trening!
Artykuł powstał na podstawie: http://wbbjj.com/feel-sore-tired-defeated-re-read-article-olympic-judoka-travis-stevens/